Późny, leniwy niedzielny wieczór. Za oknem już ciemno, mimo że jest jeszcze wcześnie.
- Zjadłbym coś słodkiego, wiesz? – mówi.
Ja też, ale nie ma nic schowanego w kuchennych szafkach. Ale, ale. W lodówce płat francuskiego ciasta. W szafce puszka brzoskwiń. W koszu przewiązanym czerwoną wstążką, stojącym na parapecie, jedno jabłko.
Kroję jabłko i brzoskwinie na ćwiartki. Zawijam w kwadraty francuskiego ciasta, smaruję rozbełtanym jajkiem, posypuję cukrem.
Wstawiam do piekarnika i niebawem w całym mieszkaniu unosi się aromatyczny zapach. I jest coś słodkiego. Banalnie proste, a jakie pyszne.
też bym zjadła takie cuda.. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Paula
Miałam ostatnio podobną sytuację. Też z ciastem francuskim ;)
OdpowiedzUsuńA jeszcze wcześniej z masą makową. Powstały pyszne zakręcone ciasteczka :) !
Gotowe ciasto francuskie to jest to! Dobrze mieć pod ręką :)A Twoje ciastka wyglądają jak z cukierni, świetne.
OdpowiedzUsuńa ja nie lubie ciasta francuskiego, mam wrazenie ze go nie dopiekam za kazdym razem, albo wali sztucznym tluszczem :[ a zjadlabym!
OdpowiedzUsuńBzu - na kolor trzeba :P
OdpowiedzUsuńAle i tak za każdym razem jak jem francuskie to marzy mi się, żeby było pół francuskie ;)