piątek, 10 grudnia 2010

chłodno

Duży ciepły sweter. Gorąca herbata z domowym sokiem malinowym. Leżenie na kanapie pod polarowym kocem. Zasłanianie nosa szalikiem. Naciąganie czapki na oczy. Kawa z cynamonem. Rozgrzewająca zupa. Mikołajkowe świeczki. Ciepłe skarpety. Ślizganie się po oblodzonym chodniku. Zawsze ciemno.
Brzoskwiniowe muffiny.
Zima.

niedziela, 21 listopada 2010

pleśniak

Pora roku sprawia, że mam coraz mniej czasu, mimo że tak naprawdę powinnam go mieć od groma. Jeśli już przymuszona jestem do porannej pobudki to, gdy wstaję jest jeszcze ciemno. A kiedy w końcu, wymęczona i słaniająca się na nogach, opuszczam jakże wspaniały (o zgrozo!) budynek uczelni jest już ciemno. Ale czekolada Lindta na to pomaga ;) Pomaga też przepyszna Marcepanowa Mocha w Cafe Club z własną imienniczką. Espresso, mleko, syrop orzechowy, bita śmietana i duża ilość pokruszonego marcepanu. Ochy i achy. A dzisiaj kino :)

To ostatnio mój ulubiony makaron. Kiedyś w obliczu braku kulinarnej weny, czyli stojąc przed pytaniem pt. "Co ugotować dzisiaj na obiad?" przeglądałam przepisy na różnych stronach internetowych. Na Kwestii Smaku znalazłam inspirujący przepis i trochę go zmodyfikowałam.
Sam makaron to Trottole, kupiony w Lidlu w trakcie Włoskiego Tygodnia, ale jadłam też wersję ze spaghetti czy fusilli - nie ma to większego znaczenia. Ser pleśniowy też zależy od upodobań. Lazur, Gorgonzola czy sobie kto zamarzy.

Na 2 osoby:
200 - 250g makaronu
15dag sera pleśniowego
1-25 dag pieczarek
śmietanka 18%
opcjonalnie serek topiony
pieprz, czosnek, oliwa
rucola
parmezan

Lekko podsmażyć pieczarki, wrzucić czosnek, sery, chwile potrzymać na patelni i zalać śmietanką, posypać pieprzem..
Makaron ugotować al dente, odcedzić, wrzucić z powrotem do garnka, postawić na malutkim ogniu, wlać odrobinę oliwy i dodać poszarpaną rucolę. Gdy sos zgęstnieje przelać do garnka z makaronem i wymieszać. Przełożyć na talerze i posypać parmezanem.

piątek, 12 listopada 2010

"zjadłbym coś słodkiego"

Późny, leniwy niedzielny wieczór. Za oknem już ciemno, mimo że jest jeszcze wcześnie.
- Zjadłbym coś słodkiego, wiesz? – mówi.
Ja też, ale nie ma nic schowanego w kuchennych szafkach. Ale, ale. W lodówce płat francuskiego ciasta. W szafce puszka brzoskwiń. W koszu przewiązanym czerwoną wstążką, stojącym na parapecie, jedno jabłko.
Kroję jabłko i brzoskwinie na ćwiartki. Zawijam w kwadraty francuskiego ciasta, smaruję rozbełtanym jajkiem, posypuję cukrem.
Wstawiam do piekarnika i niebawem w całym mieszkaniu unosi się aromatyczny zapach. I jest coś słodkiego. Banalnie proste, a jakie pyszne.


piątek, 29 października 2010

musli bar

Zakładając tego bloga miałam w planie częstsze aktualizacje, ale teraz zupełnie nie ma do tego warunków. Mój aparat radzi sobie tylko przy pięknej słonecznej pogodzie, coraz więcej pyszności jemy po zmroku, cierpię na TBC (totalny brak czasu) kręcąc się pomiędzy pracą, uczelnią i nierozpakowanym mieszkaniem. Do tego dochodzi typowe dla sezonu jesiennego rozleniwienie.
Powietrze jest lepkie i nieprzyjemne. Wciska się pod źle zawiązany szalik. Targa włosami. Wychładza ręce.
Zmienia mi się smak na jesienny. Ciepłe muffiny, marzy się szarlotka, pierniki.

Ostatnio jadłam najpyszniejsze batoniki musli. Nieoficjalnie nazwane przez nas batonikami musli "na bogato". Przepis Nigelli, podpatrzony u asieji a ja wprowadziłam do niego drobne modyfikacje.

1 puszka skondensowanego mleka słodkiego
250 gram płatków owsianych
75 gram wiórków kokosowych
100 gram suszonej żurawiny
100 gram rodzynek (lub moreli - u mnie następnym razem)
250 gram dowolnych orzechów (laskowe, włoskie, nerkowce)
1 tabliczka gorzkiej posiekanej czekolady

Płatki owsiane, wiórki, żurawinę oraz nasiona i orzechy wymieszać razem w misce. mleko skondensowane przelać do większego garnka. Podgrzać przez chwile. Zdjąć z ognia. wsypać tam mieszaninę z miski. Wymieszać dokładnie drewniana łyżką. Formę wyłożyć papierem do pieczenia. Przełożyć tam masę i wyrównać powierzchnie. Piec przez 1 h w 130 stopniach. Wyjąć z piekarnika. Studzić przez 15 minut, po czym pokroić na kwadratowe lub prostokątne batony.

Robiłam z podwójnej porcji, wyszła mi wielka porcja (blacha 25x45). Częstowałam wszystkich dookoła, zgodnie orzekli iż przepyszne. Piękne jest to, że po jednym, maksymalnie dwóch kawałkach jest się najedzonym i zasłodzonym :) Polecam na osłodę, w mokre, jesienne dni.


wtorek, 12 października 2010

owsiane ciasteczka

Można powiedzieć, że przeprowadzeni. Za to nierozpakowani. Pudła, pudełka, pudełeczka, worki, reklamówki - absolutnie wszędzie. A ja powoli przyzwyczajam się do nowych kątów, zapachów, odgłosów. Fajnie tak jest - coś nowego. Dzisiaj będę też zaznajamiać się z nowym piekarnikiem. Ale to następnym razem - tymczasem wyciągam zdjęcia i smaki jeszcze sprzed przeprowadzki.

Przepis zasięgnięty z bloga Trufli. Moją osobistą innowacją było zamienienie rodzynek na kawałki suszonej żurawiny i dodanie pokrojonych orzechów laskowych. Spaprałam nieco konsystencję - ciasteczka były za miękkie, ale usprawiedliwiam się tym, że było to moje pierwsze, tak bliskie spotkanie z ciasteczkami cookies. Polecam gorąco, bo przepyszne są. I wychodzi ich mnóstwo :)


sobota, 25 września 2010

cytrynowo i słonecznie

Dzisiaj kolejne muffiny, które mogłabym jeść cały czas - szkoda tylko, że już skończyły się owoce. Przepis asiejowy. Cytryny spokojnie mogłoby być dużo więcej, ale i tak były pyszne. Idealne na złotą jesień, która w końcu do nas przyszła. Puszyste, mięciutkie, z posmakiem cytryny, ale wcale nie kwaśne. W ramach inwencji własnej dodałam pokruszoną gorzką czekoladę - świetne połączenie :)


A już od poniedziałku czekają nas pudła z nabazgranymi markerem opisami. Worki z ciuchami. Owijanie talerzy w folię bąbelkową. Upychanie wszystkich bibelotów, które udało nam się zgromadzić od poprzedniej przeprowadzki. Gorączkowe poszukiwanie jakichkolwiek mebli, bo nie mamy żadnych swoich. Wyniosły pomarańcz w sypialni. Pole kukurydzy w kuchni. Oj, ile roboty przed nami.

niedziela, 19 września 2010

kurki w śmietanie

Na "osłodę" i otarcie łez po nieudanych tartaletkach na obiad przepyszne kurki w śmietanie. O tak, kurki to wielki plus dla jesieni. Tak naprawdę to uwielbiam grzyby i w takich momentach myślę, że jem je stanowczo za rzadko.
Dokładnie umyte, obrane, na maśle z cebulką i czosnkiem podsmażone. Zalane bulionem, duszone 10-15 minut. Zalane śmietanką 18% do zgęstnienia. Duuużo pieprzu. Och i ach!

urodzinowo c.d.

Bardzo nie lubię, gdy robię coś w kuchni i mi się nie udaje. Złoszczę się wtedy jak małe dziecko. W związku z otrzymanym prezentem (bardzo trafionym zresztą), czyli:

oraz z puszką kajmaku czekająca w szafce, aż w końcu się za nią wezmę chciałam uczynić tartaletki kajmakowe według tych przepisów. Niestety, gdy jest napisane 25-30 minut to wierzę na słowo. Moje, gdy po 15 minutach do nich zajrzałam przybrały już piękną, czarną barwę. Na dokładkę podeszły powietrzem i miejsca na kajmak i tak by nie było. Muszę ochłonąć i pewnie zrobię drugie podejście.

W ramach dalszych zdjęć urodzinowych - kolejny pyszny prezent. I pachnie i smakuje wspaniale.

W ramach skromnych celebracji był i mini torcik w-zetkowy. I świeczki!

sobota, 11 września 2010

urodzinowo

Poniższe zdjęcia to pierwsze z urodzinowej serii. Można powiedzieć, że urodziny trwały dwa dni, w związku z czym było sporo ładnych rzeczy wartych uwiecznienia na blogu :)
Pogoda skutecznie wysysa ze mnie energię. Staram się więc otaczać rzeczami ładnymi, kolorowymi, pozytywnymi. Żeby chciało mi się uśmiechać od samego patrzenia na nie. Taki uśmiech jest bardzo wskazany, gdy deszcz bębni w parapet, za oknem hula wiatr i zrywa brunatne liście z drzew.

Dzisiaj prezentuję czekoladowe muffiny z bananem i kawałkami czekolady. Z inwencją twórczą na czubku, że się tak wyrażę.
Do ciasta dodałam dwie łyżki kakao, trzy rozgniecione banany i trzy paski pokruszonej mlecznej czekolady. Przesłodkie, przepyszne!



poniedziałek, 6 września 2010

nie - jesiennie

Gdy zaczęłam się zastanawiać z czym tak naprawdę kojarzy mi się jesień, okazało się, że wcale nie tak źle. Pięciopalczaste skarpetki. Ciepła bluza. Przemożna, nieustająca chęć na klasycznego Liptona z plasterkiem cytryny i łyżeczką cukru. Od zawsze. Spędzanie długich wieczorów pod ciepłą kołdrą. Przepyszne i aromatyczne grzane wino z pomarańczą. Kakao lub gorąca czekolada. Uwielbiam złotą jesień, jaka była kiedyś. Piękne kolory na drzewach. Zbieranie kasztanów. Słoneczne dni z książką na ławce w Parku Saskim.

Jednak jesień przyszła stanowczo za wcześnie. Chcę jeszcze ciepła, słońca, lata, lodów, owoców, pysznych i tanich warzyw, kolorów.

Penne, zielone pesto, czosnek, pomidorki koktajlowe, oregano, zioła prowansalskie, orzechy, parmezan, świeżo zmielony pieprz. Najszybciej i jak pysznie :)


środa, 1 września 2010

śliwkowo

No to zrobiła nam się jesień. Zimno, paskudnie i ciągle pada deszcz. Czuję się, jakby był koniec października a nie świeżo rozpoczęty wrzesień.
Moim ostatnim wyczynem kulinarnym był placek ze śliwkami. Przepis oczywiście z White Plate. Przyznam, że ciasto niestety nie należy do moich ulubionych, chociaż może jest to wina poranionego podniebienia, które buntuje się na samą myśl o jedzeniu dosyć suchego, kruchego ciasta. Jednakże moja druga połówka stanęła na wysokości zadania i pochłonęła prawie całe ciasto :)



sobota, 28 sierpnia 2010

szarlotka

Przyznam się. To moja pierwsza szarlotka. Skorzystałam z przepisu White Plate. Miał być wyjątkowo prosty i chyba był, bo szarlotka zniknęła w dwa dni. Pierwsze kawałki "rozeszły się", gdy jeszcze parzyła w język :)
W ramach dbania o linię tym razem obyło się bez lodów waniliowych :)
A następne na warsztat pójdą śliwki!

czwartek, 26 sierpnia 2010

jesiennie

Wiem, wiem, przesadzam. Do jesieni jeszcze chwila, na dworze 25 stopni. Ale wieczorem już chce się otulić czymś miękkim i ciepłym.
Lato było wyjątkowo upalne i przyznam, że czasami miałam już dość. Teraz zaczynam myśleć, że zatęsknię za upałami częściej niż bym się spodziewała.
Za ciepłem i za tego typu śniadaniami.


A jutro będę coś "tworzyć" z tych pyszności.

wtorek, 24 sierpnia 2010

czekoladowo pomarańczowo

Mimo iż lato w pełni (no prawie), a pyszność ta jest najlepsza na długie zimowe wieczory, to i tak smakowała wyśmienicie. Lepiej niż wszystkie pite przez mnie czekolady w całym dotychczasowym życiu. Wedle, kawiarnie itepe.
Zdjęcia specjalne nie są, za to czekolada - jak najbardziej.

Przepis podaję za bzu:
Pół litra mleka do garnka i grzejemy. Obieramy pomarańczę w długie paski (cienka warstwa skórki). Wrzucamy do gorącego mleka 2-3 łyżki cukru i obierki pomarańczy, chwilę gotujemy, po czym zdejmujemy z gazu i odstawiamy na 10 minut. Wyjmujemy pomarańczowe obierki i grzejemy. Wrzucamy pokruszoną na drobne kawałki tabliczkę gorzkiej czekolady i mieszamy aż się rozpuści. Najlepsza czekolada powyżej 60% kakao.

Powstał plan wykonania czekolady chałwowej, bądź marcepanowej. Do wykonania w niedalekiej przyszłości :)



poniedziałek, 23 sierpnia 2010

początek.

Czas na nowe miejsce w blogosferze :)
Taki nieco prywatny kącik życiowy. Jedzeniowo - życiowy :)

Na pierwszy rzut - prawie, że pankejksy pancakes, czyli placuszki Nigelli.
Przepis tutaj (ja robię ze zwykłego sera, nie z wiejskiego). Polecam :)



Wersja Jego - czyli z powidłami śliwkowymi i posypane czekoladą w proszku.


I Jej, znaczy się moje - z masłem orzechowym i powidłami śliwkowymi (mniam!).


Dzisiaj to wszystko i do jutra. Czyli Do czekolady według bezukowej.